Niech zbliżające się Święta Bożego Narodzenia będą pełne nadziei i niosą ze sobą ciepło rodzinnych spotkań, wyzwań i wspólnego dzielenia się chwilami szczęścia.
Duńczycy jedzą kanapki sztućcami, a Chińczycy proszą czasem o szklankę czystej, gorącej wody, bo podobno działa na nich jak napój energetyczny. O takich szczegółach wiedzą najlepsi w kraju specjaliści od obsługi inwestorów, pracujący w opolskim Centrum Obsługi Inwestora (COI).
Poza tym w najdrobniejszych szczegółach potrafią opowiadać o każdym wolnym kawałku gruntu pod inwestycje w regionie – jego położeniu, uzbrojeniu, połączeniu z drogami krajowymi czy kolejowymi. Wiedzą gdzie i jakich pracowników znajdzie firma, jakie kadry wypuszczają właśnie na rynek opolskie uczelnie czy szkoły zawodowe oraz jakie umiejętności dają swoim podopiecznym centra kształcenia zawodowego w regionie.
Potrafią też wskazać zainteresowanej terenami firmie potencjalnych kooperantów czy miejsca wydobywania surowców, które mogą być inwestorowi potrzebne. A czasem podpowiedzieć zagranicznemu biznesmenowi, gdzie on albo jego załoga będą mogli pobawić się po pracy…
- Każdy inwestor ma inne potrzeby. Wymaga indywidualnego podejścia i przygotowanej właśnie dla niego oferty – podkreślają pracownicy opolskiego Centrum Obsługi Inwestora funkcjonującego w ramach OCRG, które właśnie zostało najwyżej w kraju ocenione przez komisję certyfikacyjną PAIiIZ wśród regionalnych centrów obsługi inwestora.
Na sukces pracuje cały zespół
Na czele opolskiej Brygady Tygrysa – jak czasem określa się zespoły pozyskujące inwestorów - stoi dr Iwona Święch – Olender. Frontmanami w obsłudze inwestorów są natomiast Ewa Dudik (w COI od 6 lat, pełni rolę koordynatora zespołu ds. projektów europejskich i koordynuje współpracę ze strony woj. opolskiego z Katowicką Specjalną Strefą Ekonomiczną) i Piotr Regeńczuk (w opolskim COI 12 lat, jest koordynatorem zespołu ds. projektów azjatycko-amerykańskich; odpowiada za współpracę z Wałbrzyską Specjalną Strefą Ekonomiczną).
Ale za każdym sukcesem inwestycyjnym stoi liczący łącznie 11 osób zespół opolskiego Centrum Obsługi Inwestora i Eksportera. Tworzą go – prócz Iwony Święch-Olender, Ewy Dudik i Piotra Regeńczuka – zastępca kierownika COIE Magdalena Możdżeń, a także Anna Tęgosik, Joanna Mączko, Sabina Namyślik, Katarzyna Sobczak, Justyna Warzecha – Michlik, Helena Ząbek-Mzyk i Marta Dudek.
Ich zadaniem jest nie tylko obsługa inwestorów zagranicznych czy krajowych zainteresowanych opolskimi terenami, ale także bieżący kontakt z firmami z Opolszczyzny i szeroko pojęta obsługa poinwestycyjna, czyli organizowanie spotkań, szkoleń, misji, wyjazdów na targi, a nawet turniejów piłkarskich. - Zamysł jest taki, by funkcjonujące w naszym regionie firmy – te rodzime i zagraniczne – czuły się tu „u siebie”. By wiedziały, że w naszym regionie każdy ich problem jest traktowany priorytetowo. W ten sposób to, co w minionych latach było wskazywane jako nasza słabość, czyli wielkość regionu, przekuwamy w atut. Niewielkie, kompaktowe województwo opolskie ma ambicję, by stać się województwem najbardziej przyjaznym przedsiębiorcom – mówi marszałek woj. opolskiego Andrzej Buła.
Liczy się każdy szczegół
Na najwyższym podium w kraju opolskie Centrum Obsługi Inwestora znalazło się ex aequo z COI z woj. zachodniopomorskiego. Palmę pierwszeństwa obydwa ośrodki będą dzierżyć przez trzy najbliższe lata, bo właśnie co 3 lata odbywa się certyfikacja PAIiZ. – To dla nas wielkie wyróżnienie, ale i ogromne wyzwanie, by ciągle trzymać wysoki poziom – podkreśla Iwona Święch-Olender.
Podczas certyfikacji PAIiZ oceniał m.in. przygotowanie pracowników oraz bazy informacji COI do obsługi inwestorów czy stosowanie właściwych standardów obsługi inwestora. W praktyce pod uwagę brano m.in. opinię pracowników PAIiIZ o regionalnych centrach obsługi, weryfikowano działalność COI podczas wizyt audytorskich, a także np. sprawdzano kwalifikacje pracowników Centrum obserwując ich i oceniając podczas spotkań z potencjalnymi inwestorami.
A tych ostatnich tylko w mijającym, 2016 roku było blisko 130. Spotkania odbywały się w Polsce, Niemczech, Danii czy Czechach. Jak mówią Ewa Dudik i Piotr Regeńczuk – miały miejsce zawsze wtedy, kiedy wskazywał inwestor. Często trwały od wczesnych godzin porannych do późnych godzin nocnych. Składały się na nie m.in. objazdy terenów przeznaczonych na inwestycje, spotkania w samorządach, urzędach pracy, instytucjach zajmujących się kwestiami środowiskowymi, na uczelniach, w szkołach, centrach kształcenia, itp.
- Wcześniej oczywiście trzeba było przygotować i wysłać ofertę „uszytą na miarę” dla inwestora, uwzględniającą m.in. kwestie mediów, połączeń drogowych czy kolejowych, ewentualnych poddostawców, kooperantów, a nawet odległości od szpitali czy straży pożarnej - mówi Ewa Dudik.
Warto wiedzieć, co jedzą i piją
Jeśli już taka oferta przekona inwestora i zdecyduje się on przyjechać na Opolszczyznę, to warto – podkreślają specjaliści z opolskiego COI - jak najwięcej wiedzieć o składzie delegacji, która tereny przyjedzie oglądać i znać najbardziej newralgiczne kwestie, o jakie taka delegacja może zapytać.
– Jeżeli inwestor wizytował już wcześniej inny region, to podpytujemy o to naszych kolegów z PAIiZ, którzy takiej firmie towarzyszą. Poza tym przeszukujemy internet w poszukiwaniu każdej, nawet najdrobniejszej informacji – relacjonuje Piotr Regeńczuk.
Każdej, nawet takiej o pasjach czy preferencjach członków delegacji. – Gdy przyjeżdżają Hindusi w ciemno można zakładać, że któryś z nich będzie chciał zjeść coś wegańskiego. A jeśli wiemy, że ktoś ma jakieś pasje czy koniki – nawiązujemy do nich w rozmowie albo nawet organizujemy jakieś wyjście – wspominają Dudik i Regeńczuk.
- Często posiłkujemy się też opinią czy referencjami innych firm, które już u nas są. Organizujemy spotkania u nich w zakładzie, by inwestor mógł usłyszeć np. od kolegów z branży, jak to u nas jest z prowadzeniem biznesu - dodają pracownicy COI.
Dobry spec od obsługi inwestora powinien też w małym paluszku mieć informacje o zwyczajach i przyzwyczajeniach przejezdnych. Np. wiedzieć, że Chińczyków warto przywitać drobnym prezentem, który musi być pięknie opakowany. Najlepiej, by opakowanie było w kolorach czerwieni i złota. Co istotne – ważne jest to, jak prezent jest opakowany, a nie co nim jest. Mieszkańcy z dalekiej Azji zamiast przechłodzonej kawy czy herbaty wolą też np. gorącą, czystą wodę, która podobno działa na nich jak napój energetyczny. A Duńczycy kanapki jedzą sztućcami.
- Idąc na spotkanie z inwestorem z innego kraju warto mieć wiedzę o różnicach kulturowych. To może pomóc przełamać wiele barier – zaznacza Piotr Regeńczuk.
Nie zawsze było łatwo
Pracownicy COI znają oczywiście języki obce: obowiązkowy angielski i niemiecki, poza tym rosyjski i włoski. Od kilku lat na spotkania jeżdżą nowiutkim Fordem, ale był taki czas, że do dyspozycji mieli Daewoo Leganzę z przebiegiem 350 tys. km. – Na jednym ze spotkań, w środku zimy w Skarbimierzu, samochód po prostu nie odpalił. Kto go pchał, by ruszył – już nie pamiętam. Ale oprócz przedstawiciela gminy pewnie ktoś ze strefy ekonomicznej i ktoś od inwestora… – wspomina z uśmiechem Piotr Regeńczuk.
Czy teraz czuje się odpowiednio „doposażony”? – W zasadzie tak, ale przenośny internet czy program graficzny Corel sporo by nam ułatwiły… - dodaje.
Iwona Święch-Olender wspomina z kolei, jak w szczerym polu, na jednym z terenów inwestycyjnych, na helikopter transportujący koreańskiego inwestora czekali „wszyscy święci” – przedstawiciele gminy, strefy ekonomicznej, COI. - Stał tam rozłożony już, wynajęty namiot, ustawiony na zmrożonym gruncie. Był cały sztab urzędników w pełnej gotowości do udzielenia odpowiedzi na wszelkie zapytania zainteresowanych. A tymczasem helikopter się zepsuł i Koreańczycy nie dotarli… - wspomina kierownik COI.
Innym razem pracownicy COI stali przez godzinę na jednym z miejsc parkingowych w centrum Opola i przez godzinę kłócili się z kierowcami o to, że miejsce jest zajęte. Trzymali je dla swojego kolegi z Centrum, który jechał w to miejsce z ważną delegacją… - Tego, co tam wtedy się nasłuchałam, nigdy nie zapomnę. Ale inwestor podjechał na gotowe i nawet nie musiał płacić za bilecik. To wynagrodziło poniesione straty moralne – śmieje się Święch-Olender.
Jest poczucie misji, nie ma monotonii
Jak długo trzeba namawiać inwestora, by zdecydował się postawić swój zakład właśnie u nas?
- Mój najdłuższy projekt inwestycyjny trwał trzy lata. Zakończył się sukcesem, firma ulokowała się w Skarbimierzu i pięknie się rozwija – mówi Ewa Dudik.
- Ja mam na koncie m.in. projekt trwający dwa lata. Spotkania z firmą odbywał się w tym czasie co miesiąc. Udało się, firma działa w Krapkowicach – dodaje Piotr Regeńczuk.
Co frontmanom od pozyskiwania firm dla regionu w ich pracy podoba się najbardziej?
- Trzeba mieć chyba jakieś poczucie misji, która przyświeca naszemu działaniu. Świadomość tego, że dzięki twojej pracy kilkaset osób może dostać pracę jest szalenie istotna – mówi Piotr.
- Nie ma w niej monotonii. Ciągle są nowe wyzwania, nowe firmy, nowi ludzie. No i jest ogromna satysfakcja, gdy się uda. A potem gdy widzimy, że firma w regionie czuje się dobrze. Bo z takimi firmami nie tracimy kontaktu. Każdy projekt uczy też czegoś nowego – dodaje Ewa.
Mamy kopa, by walczyć o firmy
Mijający rok był rekordowy jeśli chodzi o zainteresowanie inwestorów Opolszczyzną. Opolskie COI w sumie obsługiwało w ostatnich 12 miesiącach aż 121 projektów inwestycyjnych, w tym 82 nowe, czyli takie które pojawiły się właśnie w roku 2016. Wśród firm, które wybrały właśnie województwo opolskie znalazły się duńska firma Skamol; niemiecka IFA; chińskie Hongbo czy amerykański Henniges Automotive. Łączna, zadeklarowana przez nowych inwestorów suma nakładów w regionie to 212 mln euro; łączna liczba zadeklarowanych do utworzenia nowych miejsc pracy – 1150.
– A rok się jeszcze nie skończył. Ciągle organizujemy wizyty, sami jeździmy na misje i dostajemy zapytania o ofertę inwestycyjną – zaznacza Iwona Święch-Olender.
W ostatnich latach zainteresowanie Opolszczyzną wzrasta. Potencjalni inwestorzy szukają miejsc dla siebie w mniej dotąd wysyconych fabrykami regionach, doceniają dobre położenie województwa opolskiego, dostępność dobrze wykształconych kadr, ludzi znających np. język niemiecki oraz potencjalnych kooperantów i partnerów biznesowych, którzy w regionie ulokowali się już wcześniej.
- Widzimy też, że firmom podoba się też fakt, iż w niewielkim województwie lepiej współpracują ze sobą różne urzędy i instytucje, łatwiej umówić duże spotkanie, a nawet dojechać z jednego miejsca w inne – stwierdza Ewa Dudik.
Czy miejsce na pudle uda się im utrzymać także przy kolejnej certyfikacji?
- Przez kilka minionych lat widzieliśmy i słyszeliśmy jak rozwijają się Śląsk i Dolny Śląsk, jak tam przybywa inwestorów. To dało nam kopa, by walczyć o firmy dla nas. Udaje się, więc energii do kolejnych spotkań nam nie brakuje – podkreśla Piotr Regeńczuk.